Ostatnie 2 dni były bardzo intensywne i ważne dla mojej
starszej córeczki. Jednym z powodów było rozpoczęcie edukacji przedszkolnej.
W poniedziałek poszłyśmy najpierw z wszystkimi do kościoła
na mszę, K. oczywiście nie umiała zamknąć buzi na 45 min, i co chwilę zadawała
setki pytań. Po mszy usaliśmy się do przedszkola, gdzie czekały na nas-
rodziców malusieńkie krzesełka ułożone w 3 rzędy. Pani powiedziała, że
odważniejsze dzieci mogą usiąść na dywanie. Karinkę jakoś nie obeszło, że
siedzę w 3 rzędzie, przysłonięta przez sporą grupkę rodziców. Raz się tylko
odwróciła z hasłem: MAMA?! A PRZYNIESIES MI TE KSIĄŻKI JUTLO DO PRZEDSKOLA? czym
rozbawiła widownię ;) Wysłuchałam wszystkich spraw organizacyjnych i wyposażona
w listę rzeczy do przyniesienia oraz rady jak się zachować żeby rozstanie z
dzieckiem było łatwe i przyjemne, razem
z córeczką pojechałyśmy do domu się pakować.
W nocy nie mogłam spać, w przeciwieństwie do Karinki, która
nie dość, że się wyspała to wstała wcześnie i odkąd otwarła oczy wypytywała,
czy JUŻ jedziemy do przedszkola.
W przedszkolu po raz 10 wytłumaczyłam jej gdzie co jest,
zostawiłam swój nr telefonu, dałam buziaka mojej przedszkolance, a ona
odwróciła się jak gdyby nigdy nic i pognała bawić się dalej z dziećmi.
I ja stara matka, byłam bardziej przerażona niż ona. Pojechałam
do domu i taka pustka się pojawiła, i tak strasznie mi się przykro zrobiło. No
bo jak to tak? Dopiero ją urodziłam, taką malutką, a ona już SAMA zostaje w
przedszkolu?! Dziwne są uczucia matki… Uwierzcie, że te 5 godzin ciągnęły się
niesamowicie, a przecież miałam się czym i kim zająć. A nie należe do przewrażliwionych rodziców. Co chwilkę zerkałam na
telefon, czy aby na pewno nikt nie dzwonił i czy mam zasięg. Ale telefon
pozostał głuchy.
Odebrałam moją małą przedszkolankę pytając jak
sobie radziła. Podobno obyło się bez płaczu, a Pani powiedziała, że Karinka
jest straszna agentka (ciekawe co wyrabiała) i bardzo samodzielna i rezolutna. Nie
chciała pomocy nawet w łazience :) Taka jestem z niej dumna :D
Wróciłyśmy do domu i pokazałam Karince niespodziankę jaką
dla niej zrobiłam, gdy jej nie było – girlandę i balony, bo wczoraj Karinka
świętowała swoje 3 urodzinki :)
Gdy ją wprowadziłam do pokoju to złapała się za
główkę, jej oczka zaczęły błyszczeć, śmiała się i mówiła: MAMA, NIE WIERZĘ,
MAMUSIU NIE MOGĘ UWIERZYĆ, DZIĘĘĘKUJĘ ;) I znowu się wzruszyłam.
Wieczorkiem był torcik był, ale malutki i skromniutki, ze świeczką
niespodzianką. Na właściwy tort przyjdzie pora 22.09 bo wtedy będzie imprezka urodzinowa.
Dostała prezenty od nas i od jednych i drugich dziadków.
Hitem okazały się puzzle z Księżniczkami i śpiewająca lalka z którą tańczyła.
Moja mała, duża dziewczynka :*
Super z ciebie mama :-) umiesz sprawiać radość dziecku :-)
OdpowiedzUsuńAaa jesteś taką mamą jaka każde dziecko by chciało mieć! :) A co do ciągnięcia się 5 godziny w nieskończoność ... Miałam to samo :) tez nie należę do mam przewrażliwionych i nadgorliwych ;)
OdpowiedzUsuń